Jesienna wycieczka-ucieczka 2013 - część 4

Poranek 13 września spędziliśmy na kontemplowaniu pozostałości antycznej Filadelfii, znajdujących się w samym centrum miasta Alaşehir. Wśród nieładnej, nowoczesnej zabudowy stoją tam ruiny bizantyjskiego kościoła z VI wieku n.e., a więc znacznie późniejsze niż gmina chrześcijańska wspominana przez świętego Jana w Apokalipsie. Sąsiedztwo tego bizantyjskiego kościoła zostało zagospodarowane jako muzeum na świeżym powietrzu, w którym wystawione są fragmenty antycznych inskrypcji oraz sarkofagów.

Ruiny bizantyjskiego kościoła w Alaşehir
Ruiny bizantyjskiego kościoła w Alaşehir

Na terenie ruin kościoła spędziliśmy trochę czasu, dokumentując fotograficznie jego obecny stan. W pobliżu przycupnęła grupka zakonnic, których wygląd wskazywał na japońskie pochodzenie. Musieliśmy grzecznie poprosić te panie o przemieszczenie się tak, by możliwe było wykonanie zdjęć samej budowli.

Wypoczywające w cieniu ruin kościoła zakonnice
Wypoczywające w cieniu ruin kościoła zakonnice

Miasto Alaşehir sprawiało niezbyt miłe wrażenie, potęgowane trwającym w centrum remontem. Opłakany stan miasta wynika z jego tragicznej historii, ponieważ w latach 1919-1922 było ono okupowane przez wojska greckie. Gdy wycofywały się one w kierunku wybrzeża egejskiego w ostatniej fazie działań wojennych, wcieliły w życie politykę spalonej ziemi, która doprowadziła do prawie całkowitego spalenia miasta. Szacuje się, że 70% budynków w Alaşehir zostało spalonych, a w trakcie pożaru zginęło 3 tysiące mieszkańców.

Alaşehir położone jest przy linii kolejowej
Alaşehir położone jest przy linii kolejowej

Z Alaşehir wyruszyliśmy w kierunku Denizli, w pobliżu którego znajdują się pozostałości Laodycei czyli ostatniego z Siedmiu Kościołów Apokalipsy, którego brakowało nam do zakończenia projektu fotograficzno-badawczego. Zanim jednak dotarliśmy do tego miejsca, zatrzymaliśmy się przy ruinach innego antycznego miasta - Tripolis. To położone nad rzeką Meander miasto frygijskie w czasach starożytnych konkurowało z Laodyceą i Hierapolis o rolę głównej osady regionu. Obecnie prowadzone są na jego terenie intensywne prace archeologiczne, których przebieg mogliśmy obserwować podczas postoju.

Ruiny Tripolis
Ruiny Tripolis

Tripolis położone jest obecnie w prowincji Denizli, którą będziemy miło wspominać jako obszar, na którym brązowe kierunkowskazy pojawiają się nadzwyczaj często, a wskazywane przez nie lokalizacje zazwyczaj wywierają bardzo dobre wrażenie. Część bogactwa historycznego tej prowincji mogliśmy obejrzeć podczas naszej jesiennej wyprawy.

Tripolis, nieopodal Denizli
Tripolis, nieopodal Denizli

Nadszedł czas na wizytę w Laodycei, położonej tuż przy mieście Denizli oraz bardzo blisko o wiele słynniejszej atrakcji turystycznej Pamukkale-Hierapolis. Zignorowaliśmy liczne kierunkowskazy zachęcające do odwiedzin w 'Bawełnianym Zamku' i pojechaliśmy prosto do Laodycei. Pamukkale odwiedziliśmy już parokrotnie wiele lat temu i tym razem nie figurowało na liście naszych turystycznych celów. Los spłatał mi zresztą figla i Pamukkale odwiedziłam tej jesieni mimo wszystko, w dodatku - pięciokrotnie.

Laodycea czyli jeden z Siedmiu Kościołów Apokalipsy
Laodycea czyli jeden z Siedmiu Kościołów Apokalipsy

Do Laodycei dojechaliśmy około południa, a jesienny upał wcale od poprzedniego dnia nie zelżał. Teren Laodycei jest bardzo rozległy, ale kompletnie nieosłonięty od słońca, więc wędrówka w południowej porze to trudny wyczyn. Pochodziliśmy trochę po terenie ruin i wykopalisk całą ekipą, a później oddelegowaliśmy Mruka do dokończenia dzieła fotograficznego. Akurat pracownicy mozolnie odbudowujący antyczne miasto zeszli ze stanowisk na posiłek, więc można było swobodnie oglądać starożytne pamiątki.

Teatr w Laodycei
Teatr w Laodycei

Kolejny przystanek w naszej podróży był niezaplanowany. Spędziliśmy przeszło godzinę na poszukiwaniach antycznego miasta Kolosy (Colossae), położonego na wschód od Denizli. Kierunkowskaz doprowadził nad pod wzgórze, na którym odkryte zostały skromne pozostałości akropolu oraz teatru. Ze szczytu wzgórza wypatrzyłam natomiast położony na drugim brzegu rzeki Likos (nazywanej po turecku Çürüksu Çayı) rozległy teren, na którym znajduje się nekropolia oraz starożytne budynki mieszkalne.

Widok ze wzgórza akropolu na Kolosy
Widok ze wzgórza akropolu na Kolosy

Dotarcie to tych ruin kosztowało nas sporo wysiłku, ponieważ nie prowadził do nich żaden kierunkowskaz. Znaliśmy kierunek, widzieliśmy w oddali charakterystyczne zarysy budynków, ale żeby do nich trafić trzeba było zastosować metodę prób i błędów. Po kolei próbowaliśmy dróg odchodzących od głównej trasy, wędrowaliśmy przez las i pole, brodziliśmy w strumieniach, aż w końcu - znaleźliśmy właściwą ścieżkę. Dawno nie byłam tak zakurzona i zmachana, ale i jednocześnie zadowolona.

Kolosy z bliska
Kolosy z bliska

Ostatnim przystankiem przed miejscem, w którym mieliśmy spędzić noc, była jaskinia Kaklık czyli słynne 'podziemne Pamukkale'. Lokalizacja jaskini nie jest nadmiernie malownicza - przy bocznej, dziurawej drodze, po której pędzą samochody ciężarowe, dowożące surowce i towary do pobliskich zakładów przemysłowych. W samej jaskini unosi się nieprzyjemny zapach, ale za to widoki są przecudowne. Nakręciliśmy kilka filmików ilustrujących ten niezwykły cud natury i czas było ruszać w dalszą drogę, tym razem w kierunku północno-wschodnim.

Jaskinia Kaklık czyli Pamukkale pod ziemią
Jaskinia Kaklık czyli Pamukkale pod ziemią

Naszym celem było miasteczko Çivril, które samo w sobie nie wyróżnia się niczym na turystycznej mapie Turcji. Gotowi byliśmy jednak nadłożyć sporo drogi (przeszło 60 km od Kaklık), aby obejrzeć położony tuż przy Çivril kopiec Beycesultan. Pierwszy widok na ten kopiec mieliśmy już z drogi do Çivril, ale jego dokładniejszą eksplorację postanowiliśmy przełożyć na kolejny dzień. Zbliżał się czas poszukiwania noclegu. Nie przewidywaliśmy żadnych problemów ze znalezieniem miejsca noclegowego, tymczasem w Çivril czekała nas niespodzianka. Właśnie odbywał się w tym miasteczku festiwal kulturalny połączony z ogromnym bazarem. Miasto było częściowo zamknięte dla ruchu samochodowego, ulicami maszerowały tłumy, a w pierwszym hotelu do którego zajrzeliśmy, okazało się, że pokoi wolnych brak.

Widownia podziwia występy w Çivril
Widownia podziwia występy w Çivril

Na szczęście wolny pokój znalazł się w innym hotelu, do tego dogodnie położonym - z jednej strony blisko sceny, na której odbywały się występy, a z drugiej strony - w bocznej uliczce, w której hałas był do zniesienia. Podczas kolacji obejrzeliśmy sobie pochód zespołów ludowych, które miały za chwilę dawać występy, później przeszliśmy się wśród rozbawionych mieszkańców miasta i obejrzeliśmy koncert, który dawali na głównej scenie pracownicy zakładu oczyszczania miasta.

Występ chłopców z MPO w Çivril
Występ chłopców i dziewcząt z MPO w Çivril

Później część ekipy TwS schroniła się w hotelu. Samotnie wyruszyłam na dalszą wędrówkę, podczas której zapoznałam się z siłą przyjaźni turecko-azerskiej. Ludowy zespół z Azerbejdżanu dawał z siebie wszystko podczas występu, a konferansjer podkręcał atmosferę pomiędzy kolejnymi numerami przemową, z której zrozumiałam główne przesłanie - Turcja i Azerbejdżan to "dwie republiki, ale jeden naród". Zajrzałam też do namiotu, w którym odbywały się, jak na moje oko, zawody w przygotowywaniu gözleme na czas.

Występy grupy z Azerbejdżanu w Çivril
Występy grupy z Azerbejdżanu w Çivril

Następnie, po zachodzie słońca, występy się skończyły, a ludzie z widowni przemieścili się na teren targowy oraz do wesołego miasteczka. Bazar jak to bazar, w małym miasteczku otoczonym terenami uprawnymi, przyciągnął ludność z okolicznych wsi. Sprzedawano znany asortyment: ubrania, naczynia, kosmetyki, biżuteria. Moją uwagę zwróciło stoisko dedykowane Atatürkowi: do nabycia były książki poświęcone wodzowi, portrety i rozmaite gadżety. Jednak najwięcej uciechy sprawiła mi cała uliczka miasta zamieniona w biura sprzedaży ciągników rolniczych. Chyba każda licząca się marka była tam obecna, a zainteresowani mogli się przymierzyć do pojazdów. Podsumowując, taki bazar to ja rozumiem!

Przymiarka do nowego pojazdu w Çivril
Przymiarka do nowego pojazdu w Çivril

Kolejny dzień (14 września) rozpoczęliśmy od odwiedzin w Beycesultan. Ten kopiec był miejscem osadnictwa od późnej epoki miedzi, przez epokę brązu i żelaza, aż po okres bizantyjski, seldżucki i osmański. Co prawda obecnie niewiele można tam zobaczyć, ale bardzo chcieliśmy znaleźć się w miejscu o tak długiej historii. Kopiec otoczony był ogrodzeniem, a stanowiska pilnował stróż w towarzystwie sporego psa. Po krótkich negocjacjach zostaliśmy wpuszczeni na teren wykopalisk, co więcej - strażnik podjął się roli przewodnika po terenie kopca. Ze szczególnym namaszczeniem zaprowadził nas do niewielkiego mauzoleum z czasów seldżuckich, gdzie spędził chwilkę na modlitwie. Po spacerze przyszedł czas na życie towarzyskie, siedzieliśmy przed barakiem na nieco chybotliwych krzesłach, piliśmy świeżo zaparzoną herbatę i dzieliliśmy się zapasami ciastek. Dla takich momentów warto podróżować.

Wnętrze mauzoleum w Beycesultan
Wnętrze mauzoleum w Beycesultan

Wszystko co miłe musi się jednak skończyć, przyszedł czas na dalszą podróż, która doprowadziła nas do Krainy Jezior, czyli w okolice miasta Burdur. Od Beycesultan dzieliła nas już wówczas odległość 160 km. W okolicach Burdur okazało się, że nasza trwająca nieprzerwanie od tygodnia włóczęga zaczęła odbijać się negatywnie na nastrojach i zapale turystycznym. W trakcie dość burzliwej dyskusji, której celem było ustalenie dalszego planu działań, ustaliliśmy, że koniecznie musimy odwiedzić położone w górach antyczne miasto Sagalassos, ale później trzeba będzie gruntownie wypocząć.

Ruiny Sagalassos na tle gór Taurus
Ruiny Sagalassos na tle gór Taurus

Sagalassos to jedno z najpiękniejszych antycznych miast, jakie do tej pory obejrzeliśmy w Turcji. Jest ślicznie położone, głęboko w zachodnim paśmie gór Taurus i doskonale zachowane. Wędrówka po Sagalassos zajęła nam dobrych parę godzin, w czasie których odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze budowle starożytnego miasta. Nawet upał nie dawał nam się tak mocno we znaki, byliśmy wszak na wysokości około 1500 metrów n.p.m.

Antyczne miasto Sagalassos
Antyczne miasto Sagalassos

Bardzo zmęczeni i zadowoleni byliśmy gotowi na ostatni odcinek naszego przejazdu w tym dniu. Decyzja zapadła szybko - jedziemy do Antalyi, gdzie w końcu zobaczymy Morze Śródziemne. Oczywiście po drodze na wybrzeże kilka razy musieliśmy się zatrzymać, skuszeni brązowymi kierunkowskazami. Przyznaję się jednak dobrowolnie, że tym razem kilka tak oznaczonych miejsc sobie odpuściliśmy, inaczej nie bylibyśmy w stanie dotrzeć przed nocą do Antalyi.

Pierwszy przystanek wypadł nam przy karawanseraju Incirhan, w pobliżu miasta Bucak. Karawanseraj nie został do tej pory odrestaurowany, więc stoi sobie spokojnie nieogrodzony przy bocznej dróżce, popadając stopniowo w ruinę. Budowla pochodzi z czasów seldżuckich, a dokładnie z lat 1238-39 i zalicza się do tzw. 'karawanserajów sułtańskich', co oznacza, że jej budowa została wykonana bezpośrednio na rozkaz sułtana noszącego imię Gıyaseddin Keyhüsrev II.

We wnętrzu sułtańskiego karawanseraju Incirhan
We wnętrzu sułtańskiego karawanseraju Incirhan

Dla porządku dodam, że ominięte przez nas podczas przejazdu punkty to: karawanseraj Susuz, pochodzący również z XIII wieku oraz antyczne miasta Kremna, Olbassa, Milyas i Sia. Zatrzymaliśmy się natomiast dalej na południu, w miejscu, gdzie zachowały się skromne pozostałości miasta Ariassos. Najlepiej zachowaną strukturą tego miasta jest potężna brama. Widoczne są również pozostałości licznych budynków położonych na zboczu górskim.

Imponująca brama w Ariassos
Imponująca brama w Ariassos

Tuż przed Antalyą zjechaliśmy jeszcze z trasy, aby zobaczyć karawanseraj Kırkgözhan, ładnie odrestaurowany, ale niestety zamknięty dla zwiedzających. Pobłądziliśmy także nieco bocznymi dróżkami, zwiedzeni kierunkowskazem na 'Antyczną Drogę', której ostatecznie nie odszukaliśmy. W końcu wjechaliśmy do Antalyi, gdzie przywitała nam ogromna twarz Atatürka wykuta w skale i utknęliśmy w gigantycznym korku.

Atatürk wita w Antalyi
Atatürk wita w Antalyi

Po żmudnym i powolnym przejeździe dotarliśmy do znanego nam pensjonatu Anadolu, położonego bardzo blisko zabytkowej dzielnicy Kaleiçi. Zatrzymaliśmy się tam na dwie noce, tak, aby nabrać nieco sił oraz mieć czas na zwiedzanie Antalyi, która jest naszym ulubionym miastem na wybrzeżu śródziemnomorskim.

Powiązane artykuły: