Kapadocka przygoda ekipy TwS (część 6) - Göreme, Dolina Mieczy, Çavuşin i Uçhisar

Drugi dzień w sercu Kapadocji zapowiadał się ciężko. Nie, nie chodziło o złą pogodę, ponieważ od rana było słonecznie, chociaż chłodno, nie było problemem również zdrowie ani kondycja fizyczna członków ekipy TwS. Rozchodziło się o wizytę w najsłynniejszym miejscu w całej Kapadocji czyli w Parku Narodowym Göreme. Nie zrozumcie mnie źle, to przecudowne miejsce, ze światowej klasy kościołami skalnymi, ozdobionymi przepięknymi freskami. Niestety jego ogromna popularność wśród turystów spowodowała, że najlepiej jest to miejsce ominąć, zwłaszcza podczas któregoś z kolei pobytu w Kapadocji, i skupić się na odszukaniu innych kościółków, również bogato zdobionych, za to praktycznie nieznanych lub zapomnianych. My jednak do Göreme musieliśmy pojechać, z reporterskiego obowiązku, więc żeby szybko mieć to za sobą, od tego punktu programu rozpoczęliśmy dzień.

Widok na miasteczko Göreme

Pod bramą wejściową byliśmy tuż po jej otwarciu, ale na teren Parku zdążyło przed nami wejść już kilka dość licznych grup, a za nami ustawiało się ich o wiele więcej. Teren do zwiedzenia nie jest ogromny, idzie się wytyczonym szlakiem, po drodze zaglądając do poszczególnych kościółków. Problem polega na tym, że regulamin bardzo dokładnie określa, reguły odwiedzin: w każdym pomieszczeniu może przebywać na raz maksymalnie 20 osób (to i tak sporo, bo wnętrza są maleńkie), całkowity czas wizyty to aż 3 minuty, a podczas tego ogromu czasu nie wolno nie tylko fotografować (nawet bez lampy błyskowej) i kręcić filmów, ale również rozmawiać. Z powodu tych grup, które weszły tuż przed nami, przed każdym kościółkiem musieliśmy odczekać te trzy minuty, potem wejść do środka z depczącą nam po piętach kolejną grupą, szybko się rozejrzeć i przecisnąć do wyjścia.

Reguły zwiedzania Göreme

Nieco lepiej przedstawiała się sprawa podziwiania wnętrz dwóch kościołów: Ciemnego (tr. Karanlık Kilise) i Sprzączkowego (tr. Tokalı Kilise), położonego naprzeciwko parkingu. Po pierwsze są one bardziej przestronne, a po drugie - dodatkowe opłaty za wstęp skutecznie odstraszają większość zwiedzających. Ze zdjęć jednak też nici - w każdym kościele siedzi strażnik i odstrasza potencjalnych śmiałków od podejmowania prób fotograficznych. Za to przy bramie wejściowej działa prężnie sklep muzealny, w którym można zakupić za spore pieniądze piękne albumy fotograficzne z Göreme.

Ciemny Kościół w Göreme

Podsumowując - Park Narodowy Göreme jest z pewnością miejscem, które ciężko jest ominąć podczas zwiedzania Kapadocji. Przepiękne freski zdobiące wykute w skałach kościoły to ogromny skarb, jednak trudno je w pełni docenić podczas zwiedzania w warunkach, jakie obecnie panują w tym miejscu. Jeżeli pojedziecie do Kapadocji po raz pierwszy, to musicie się tam wybrać, żeby osobiście przekonać się, jak bogata była bizantyjska sztuka, rozwijająca się w tym zakątku Azji Mniejszej. Warto jednak nie poprzestawać na zwiedzaniu jedynie tych kościołków i odnaleźć inne, mniej oblężone zakątki. Podobnie jak w przypadku wielu innych atrakcji turystycznych w Turcji, trzeba pamiętać, że prawie wszystkie "wyjątkowe" i "jedyne w swoim rodzaju" miejsca są w rzeczywistości tymi najbardziej rozreklamowanymi i znanymi. Na odkrycie ich mniej popularnych odpowiedników potrzeba jednak więcej czasu i samozaparcia, o świadomości ich istnienia nie wspominając. Może uważna lektura tej relacji podsunie Wam kilka alternatywnych pomysłów na Kapadocję?

Obowiązkowa fotka grupowa w Göreme

Przy okazji - jeżeli chcecie odwiedzić wszystkie najważniejsze i najpopularniejsze miejsca w Kapadocji, to dobrym pomysłem jest zakup tzw. Museum Pass Cappadocia czyli odpowiednika karty miejskiej w Stambule. W przypadku Kapadocji karta ta jest nowością, ponieważ wprowadzono ją w 2014 roku i podobno okazała się już wielkim przebojem. Za kwotę 45 TL otrzymujecie możliwość odwiedzenia tzw. "Siedmiu Cudów Kapadocji" czyli Parku Narodowego Göreme wraz z Ciemnym Kościołem, Doliny Ihlara, trzech podziemnych miast - Derinkuyu, Kaymaklı i Özkonak oraz Doliny Zelve. Kupując bilety osobno trzeba wydać aż 100 TL, więc oszczędność jest ogromna. Minusem jest krótka ważność tej karty - zaledwie przez 3 dni, co biorąc pod uwagę bogactwo Kapadocji wydaje się strasznie krótkim okresem, zwłaszcza w przypadku oddalonej od centrum tej krainy Doliny Ihlara.

Ekipa TwS, z poczuciem spełnionego obowiązku, opuściła turystyczny kombinat Göreme, ale daleko nie zajechaliśmy. Po prawej stronie drogi, prowadzącej ze słynnej doliny do centrum miasteczka Göreme zauważyliśmy w oddali bardzo łądne formacje skalne, w których oczywiście widać było wykute pomieszczenia. No, trzeba to było zbadać bliżej! Podjechaliśmy na klepisko, które z pozostawionych plakatów sądząc, służyło o świcie jako miejsce startu balonów, ale teraz było całkowicie opuszczone. Podeszliśmy do zagrody, w której pasły się konie i obejrzeliśmy kilka skałek. Jeszcze parę kroków pod górę i stop - przed nami rozciągała się rozległa dolina, do której jednak trzeba było zejść stroną i wąską ścieżką. Nadarzała się więc wyśmienita okazja do trekkingu, o którym marzyliśmy od czasu, gdy przeszliśmy się po Dolinie Ihlara. Nastąpił szybki powrót do samochodu wcelu zmiany obuwia, sprawdzenia stanu sprzętu fotograficznego i zabrania zapasów wody i - w drogę!

Dolina Mieczy w Kapadocji

Dolina, do której zeszliśmy, nazywała się Doliną Mieczy (tr. Kılıçlar Vadisi), ale rozpoczynając wędrówkę nie byliśmy tego świadomi. Podążaliśmy natomiast za namalowanymi na skałach strzałkami, kierującymi wędrowców do Dolin Różanej i Czerwonej. W przeciwieństwie do Doliny Göreme panował tutaj całkowity spokój, w trakcie trwającego jakieś dwie godziny spaceru napotkaliśmy jednego rowerzystę, dwie grupy przemierzające dolinę konno i parę starszych piechurów.

Niektórzy podziwiają Kapadocję siedząc na koniu

Było cudownie - podziwialiśmy krajobrazy, robiliśmy setki zdjęć i napawaliśmy się ciszą oraz przepiękną, słoneczną pogodą. Zaczął nam tylko nieco doskwierać głód, ale i to nie stanowiło przeszkody - natrafiliśmy bowiem na miejsce, w którym rosła winorośl, w postaci niskopiennych krzaczków obwieszonych pysznymi, słodkimi gronami.

Posiłek po drodze

Dotarliśmy w końcu do zbiegu szlaków wędrownych, gdzie szeroka ścieżka prowadziła dalej do Doliny Różanej. Mieliśmy już jednak dosyć na jeden raz i skierowaliśmy się do głównej drogi przelotowej, do której dotarliśmy w okolicy Çavuşin. Wszystko pięknie, tylko nasz Myszkowóz ciągle stał na parkingu w Göreme, czyli dzieliły nas od niego jakieś 4 km. Niby nic, ale monotonna droga zaczęła się najmłodszym nużyć. Jakoś wspinanie się po skałkach i szukanie szlaku nie jest aż tak męczące, jak konieczność przejścia paru kilometrów prostą trasą.

Trekking? - to proste!

Wtem, jak to w komiksach jest często opisane, zatrzymał się przy nas samochód, a w nim - starszy pan, który zaproponował podwiezienie do Göreme. Jak miło jest wiedzieć, że nawet w tym tak skomercjalizowanym zakątku Turcji można liczyć na pomoc i życzliwość. Naturalnie skorzystaliśmy i już po paru chwilach byliśmy w centrum Göreme, a za kolejnych parę chwil - wsiadaliśmy do Myszkowozu i wracaliśmy do naszej bazy w Avanos.

Około południa zrobiliśmy sobie przerwę regeneracyjną w pensjonacie - mogliśmy się do woli nawodnić, zdjąć buty trekingowe i położyć na poduchach na tarasie, niektórzy nawet próbowali się zdrzemnąć. Miejsca jednak długo nie zagrzaliśmy, w Kapadocji jest zbyt wiele do zrobienia, żeby tak bezkarnie oddawać się lenistwu. Więc ponownie wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy znaną trasą w kierunku na Göreme. Tym razem zatrzymaliśmy się na dłużej w Çavuşin. W tej wiosce odszukać można dwa ciekawe kościoły skalne, które dla ułatwienia orientacji nazywane się kościołami świętego Jana Chrzciciela.

Kościół Jana Chrzciciela w Çavuşin

W przypadku pierwszego z nich nie ma właściwie mowy o jakimkolwiek szukaniu, ponieważ stoi tuż przy trasie przelotowej, z której jest doskonale widoczny. Dla uproszczenia sprawy kościół ten znany jest także po prostu jako "kościół w Çavuşin" oraz jako kościół Nicefora II Fokasa, bizantyjskiego cesarza panującego w X wieku. Fasada tego kościoła obsunęła się odsłaniając częściowo jego wnętrze, w tym - dwa freski przedstawiające anioły z czerwonymi skrzydłami. Po wejściu do dalszych pomieszczeń można podziwiać kolejne freski, przedstawiające m.in. chrzest Jezusa, wskrzeszenie Łazarza, ale również cesarza Nicefora z małżonką oraz Czterdziestu Męczenników z Sebaste (obecnie Sivas). Drugi kościół Jana Chrzciciela w Çavuşin położóny jest na wzgórzu, pośród zabudowań wiejskich i jest trudny do wypatrzenia z zewnątrz. W przypadku tej budowli freski są w o wiele gorszym stanie, a w ścianach i filarach zostały wykute gołębniki.

Kościół Jana Chrzciciela w Çavuşin - freski

Pojechaliśmy dalej, do słynnego Uçhisar, które jest podobno miejscem ukochanym przez turystów z Francji. Uçhisar trudno przegapić - górująca nad nim twierdza, znana jako Uçhisar Kalesi, jest doskonale widoczna z różnych punktów Kapadocji. Ten wzniesiony na stromej skale zamek stanowił kiedyś część zewnętrznej linii fortyfikacji krainy, a obecnie stanowi jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Kapadocji. Oczywiście, jak już wyżej wspominałam, nie jest to jedyna tego rodzaju struktura w okolicy - jej mniej słynnym odpowiednikiem jest twierdza w Ortahisar (niegdyś Środkowy Zamek). Jednak ta druga budowla musiała jeszcze na nas jeden dzień poczekać.

Przed zdobyciem twierdzy w Uçhisar zatrzymaliśmy się na chwilę w punkcie widokowym na Dolinę Gołębi (tr. Güvercinlik Vadisi), a potem objechaliśmy samo Uçhisar. Otaczające wzgórze zamkowe zabudowania zostały w ogromnej części przekształcone w butikowe hotele i pensjonaty, sprawiające bardzo miłe, ale jednocześnie drogie wrażenie.

Widok na Dolinę Gołębi

W końcu - podjechaliśmy pod samą twierdzę, zakupiliśmy bilety wstępu i wdrapaliśmy się na szczyt czyli na wysokość 1350 metrów n.p.m. Podejście wydawało nam się nieco trudne, ale nawet najmłodsi członkowie naszej ekipy poradzili z nim sobie bez problemów. Panoramiczne widoki ze szczytu wynagrodziły nam z pewnością wysiłek. Zresztą dopiero kolejnego dnia mieliśmy się przekonać, co może oznaczać trudne podejście na szczyt twierdzy, ale to już było w Ortahisar, o czym opowiem w kolejnym odcinku.

Twierdza w Uçhisar

Powiązane artykuły: